aaa4
Dołączył: 12 Mar 2018
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:22, 12 Mar 2018 Temat postu: asa |
|
|
Uderzyla ja jakas okropna mysl i spojrzala w oczy Hessa.
-Czy to byl...? - Za duzo ludzi krecilo sie wkolo. Zrobila
gest zatapiania klow w szyi. Pokrecil glowa.
-Zginela w ten sam sposob jak ostatnia ofiara - wtracil Lowe. - Nie mozemy wykluczyc udzialu naszych przyjaciol pijacych krew, ale to nie w ich stylu. Ale wiesz, do kogo to pasuje...
-Do Jasona - szepnela Claire tepo. - Brata Eve. Nadal jest na wolnosci?
-Jeszcze go nie zlapalismy na niczym nielegalnym. Ale go zlapiemy. Jest za bardzo szalony, zeby zyc normalnie. - Lowe przygladal sie jej. - Nie widzialas go, prawda?
-Nie.
-Powiemy Eve. - Jakby na niewidzialny znak Hess i Lowe wstali. - Sluchaj, jesli cos ci sie przypomni, zadzwon, dobrze?
I nie chodz po miescie sama. Ochrona czegos takiego nie obejmuje. - Lowe rzucil znaczace spojrzenie na jej nadgarstek, a ona poczula, ze sie rumieni, zupelnie jakby zgadl, jakiego koloru majtki ma na sobie. - Jesli musisz gdzies wyjsc, wychodz w towarzystwie kogos z przyjaciol, jasne? To samo Eve. Bedziemy probowali miec na was oko, ale ostroznosc to dla was najlepsza obrona.
Claire patrzyla za odchodzacymi policjantami. Wymienili spojrzenia z dosc wysokim mlodym czlowiekiem, ktory szedl w jej strone. Przez chwile wydawalo jej sie, ze to Michael mial taki sam chod, taka sama sylwetke - ale potem swiatlo zablyslo wjfigo wlosach. Rudych wlosach, nie blond wlosach Michaela.
Sam. Sam Glass, dziadek Michaela. Amelie uprzedzala Claire, ze Sam zabierze ja do Myrnina; ona po prostu o tym zapomniala. No coz, nie ma sprawy, Claire lubila Sama. Byl spokojny, uprzejmy i wcale nie przypominal wampira, pomijajac blada cere i ten dziwny blysk w oczach. Zupelnie jak u Michaela, pomyslala teraz nagle. No, ale byli obaj najmlodszymi, a do lego - co najdziwniejsze - spokrewnionymi wampirami. Moze
im wampiry sa mlodsze, tym bardziej przypominaja z wygladu ludzi.
-Witaj, Claire. - Sam przywital sie, jakby po raz ostatni rozmawiali ze soba z piec minut temu, a nie co najmniej tydzien.
Pomyslala, ze wampiry pewnie inaczej odczuwaj a uplyw czasu.
-Czego chcieli? - Mial na sobie dzinsy i uczelniany podkoszulek i wygladal seksownie. To znaczy seksownie jak na rudego wampira. Mial tez mily, jesli nawet nieco roztargniony usmiech. Nie byla w jego typie. O ile Claire wiedziala, Sam nadal totalnie
kochal sie w Amelie, trudniej jej bylo objac to rozumem niz teorie strun przestrzeni.
Wciaz czekal na odpowiedz. Probowala cos wykrztusic.
-Jakas dziewczyna zginela. Znalezli jaw naszych pojemnikach na smieci. Amy. Amy Callum?
Wyrazista, szczera twarz Sama przybrala ponury wyraz.
-Cholera. Znam te rodzine, porzadni ludzie. Zajrze do nich.
-Usiadl i pochylil sie w jej strone, znizajac glos. - Nie zabil jej wampir, tyle moge od razu powiedziec. Slyszalbym, gdyby ktorys sie do niej dobral.
-Tak - zgodzila sie Claire. - Brzmialo to tak, jakby zabil ja ktos z naszych. - Z przerazeniem zdala sobie sprawe, ze Sam przeciez do ludzi raczej sie nie zaliczal i zarumienila sie. - Znaczy... No, ze jakis czlowiek.
Sam usmiechnal sie do niej, ale w oczach mial smutek.
-Nic sie nie stalo, Claire. Juz sie do tego zdazylem przyzwyczaic. To miasto dzieli sie na naszych i obcych. - Opuscil wzrok na swoje dlonie lezace spokojnie na blacie stolu. - Mam cie zabrac na umowione spotkanie.
-Przepraszam, nie zdawalam sobie sprawy, ktora godzina.
-Szybko pozamykala ksiazki i zaczela pakowac plecak.
-Nie ma pospiechu. - Wciaz unikal jej wzroku. Bardzo cicho dodal: - Claire... Czy ty jestes pewna, ze wiesz, co robisz?
-Co takiego?
Szybkim ruchem zlapal ja za nadgarstek, ten, na ktorym pod dlugim rekawem chowala bransoletke. Bolesnie wbila jej sie w skore.
-Wiesz, o czym mowie.
-Auc - szepnela, a on puscil jej reke. - Musialam. Nie mialam wyboru. Musialam podpisac, jesli chcialam, zeby moi przyjaciele byli bezpieczni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|